„Porzuciłem pracę na etacie i wyjechałem do Norwegii” – historia naszego Czytelnika
Z pewnością każdy z nas ma w swoim otoczeniu ludzi niezadowolonych ze swojej pracy, którzy narzekają na współpracowników, szefa i atmosferę. Być może sami należymy do tej grupy osób. Z trudem wstajemy do pracy, z trudem staramy się o wysłanie uśmiechu do kolegi zza biurka, a najbardziej cieszymy, gdy przychodzi piątek. Zarabiać jednak trzeba.
Jeden z naszych Czytelników, który pragnie pozostać anonimowy, postanowił się podzielić z Czytelnikami swoją historią. Mężczyzna jest z wykształcenia prawnikiem i już w tracie studiów rozpoczął pracę w korporacji. Od bardzo dawna czuł się przygnębiony z powodu panującej tam atmosfery, w dodatku przypuszczał, że nie odniesie kariery w zawodzie, który przestał go pociągać już na 3 roku studiów. W 2013 roku podjął bardzo odważną decyzję, zdecydował się porzucić pracę na etacie i wyjechać do Norwegii. Jego postanowienie nie zdobyło aprobaty ze strony znajomych i rodziny.
Dlaczego Norwegia? – Od 2008 roku moi bliscy i znajomi znajomych zaczęli wyjeżdżać do Norwegii w celu znalezienia pracy. Okazało się, że życie bardzo dobrze im się tam ułożyło. Założyli rodziny, niektórzy zdecydowali się na własny biznes, niczego im nie brakowało. A ja? Wciąż tkwiłem w korporacji, której szczerze nie znosiłem. Z dnia na dzień nikłem w oczach i czułem, że muszę coś zmienić. Norwegię znałem z opowiadań, więc kupiłem bilety lotnicze i 4 września 2013 roku wylądowałem na lotnisku w Oslo- Rygge – relacjonuje.
Nasz Czytelnik przygotował odpowiednio wcześniej CV w języku angielskim. Jeszcze w Polsce zaczął wysyłać aplikacje online. W Norwegii zatrzymał się na początku w hotelu robotniczym, żył z pieniędzy zaoszczędzonych w Polsce. Jaki miał pomysł na pracę? – W zawodzie nie miałem szans na znalezienie pracy, nie znałem języka norweskiego, dlatego wiedziałem, że pozostaje mi jedynie praca fizyczna. Tu zaczynał się problem. Nigdy nie pracowałem fizycznie. Na CV nikt nie odpowiadał. Postanowiłem wziąć sprawy we własne ręce i sam wyszedłem do ludzi. Każdego dnia chodziłem od domu do domu i pytałem mieszkańców, czy nie potrzebują pomocy w pracach domowych i przy domu. W ten sposób dostałem pierwsze zlecenie już po 8 dniach pobytu w Norwegii. Miałem pomalować dom pewnej Norweżce, z którą do tej pory żyjemy w przyjaźni. To był początek mojej przygody z pędzlem.
W celu wyszukania pracy w ten sposób potrzeba wytrwałości, otwartości i odrobiny sprytu. Pierwsze znalezienie zlecenia na malowanie domu wymagało zapukania do prawie 200 osób. Jakie są praktyczne wskazówki dla osób, które chciałaby zdecydować się na podobny krok? Wychodzenie do ludzi nie ma sensu przed godziną 16:00. Większość Norwegów jest jeszcze w pracy, a w domach pozostają tylko starsze osoby, z którymi ciężko jest cokolwiek ustalić. Nie ma sensu chodzić po domach w piątki, bo spora część osób po pracy jedzie prosto do supermarketu zrobić zakupy żywieniowe. Weekendy rodziny często spędzają poza miejscem zamieszkania. Warto wiedzieć, że prace fizyczne wykonywane przy domu, takie jak choćby malowanie budynku lub ogrodzenia, nie są powierzane jesienią. – Po pierwszym zleceniu, szybko dostałem kolejne dwa. Później okazało się, że jest już za zimno. Norwegowie nie pozwolą przecież na malowanie domów, gdy temperatura schodzi nocą poniżej 5 stopni. Nie było jeszcze śniegu, więc nie mogłem zatrudnić się przy odśnieżaniu, dlatego przez pewien czas wykonywałem drobne prace naprawcze – opowiada Czytelnik. – Wrzesień jest już właściwie końcówką sezonu na malowanie domów, dlatego takiej pracy trzeba szukać znacznie szybciej, o czym wcześniej nie wiedziałem.
W grudniu Czytelnik zdecydował się na powrót do Polski do rodziców. Życie w Norwegii jest drogie, a jego zarobki nie były stałe. Nie załamał się jednak i postanowił wrócić do Norwegii na wiosnę. W kwietniu w 2014 roku znowu wylądował na tym samym lotnisku, co kilka miesięcy wcześniej. Tym razem zabrał ze sobą przyjaciela, który potrzebował pilnie zasilić domowy budżet. Na początku mężczyźni chcieli znaleźć pracę przy wykładaniu towarów. Jak się później okazało, przylecieli o miesiąc za późno, ponieważ rekrutacje do tego typu pracy trwają w marcu. Panowie rozpoczęli, tym razem we dwójkę, popołudniami chodzić od drzwi do drzwi. Praca w parze okazała się znacznie sprawniejsza. – Bardzo szybko znaleźliśmy chętnych ludzi na świadczone przez nas usługi. Wiedziałem już jak trzymać pędzel i jak rozplanować czas pracy. Norwegowie byli zadowoleni z naszych usług, więc polecali nas przyjaciołom i sąsiadom. W czerwcu mieliśmy już zamówienia na sierpień – opisuje zadowolony Czytelnik.
Obecnie obaj mężczyźni prowadzą swój własny biznes w Norwegii. Ich mała firma zajmuje się malowaniem domów, płotów i drobnymi pracami naprawczymi wokół posesji. Skupiają się na pozyskiwaniu klientów, pozostałą pracę wykonują zatrudnieni malarze. Są zadowoleni z poziomu swojego życia, z różnorodności zleceń. Nasz Czytelnik już nie musi narzekać na szefa, sam dobiera sobie współpracowników i dba o dobrą atmosferę w firmie. Nie żałuje, że porzucił krawat i pracę na etacie, której nieliczni nawet mu zazdrościli. Teraz jest naprawdę zadowolony z tego, co robi i gdzie żyje.
Przyznaje, że czasami tęskni za bliskimi, którzy pozostali w kraju. Wtedy kupuje bilety i znowu trafia na lotnisko w Oslo- Rygge, gdzie każdego dnia odprawę przechodzi wielu Polaków, którzy, podobnie jak on, ułożyli sobie życie w Norwegii.